Mimo miłości, musimy się pożegnać.
Magda
Mama czterolatki, rok po rozwodzie z jej tatą. Ale w tej rozmowie mówimy nie o tym rozstaniu. Magda opowiada o tym, co nie udało się w kolejnym związku. Opowiada też o miłościach. I o tym, że w blendującej się rodzinie czasami trudno wszystko pomieścić. Bo ten moment, kiedy łączą się stada, bywa nie o spotkaniu kochanków, a o spotkaniu rodziców.
Zakochałaś się?
Tak. Nie spodziewałam się tego po moich przejściach, a okazało się, że umiem. Przez ostatnie dziesięć miesięcy byłam bardzo szczęśliwa. Pojawił się mężczyzna, z którym mogłam dzielić wspólne pasje, robić fajne rzeczy, przyjemnie i intensywnie spędzać czas, mimo tego, że dzieliło nas 200 kilometrów. Niestety połączenie naszych życiek z dziećmi okazało się dla niego za trudne.
To bardzo świeża sprawa.
Tak codziennie czuję, że przechodzę
przez jakiś inny etap. Najpierw była rozpacz, że to się kończy, bo było super. A
teraz jestem zła, że się poddał.
Tak to widzisz, że się poddał?
Tak. Mam czteroletnią córkę, on ma dwie: sześciolatkę, którą zabiera na
weekendy i roczną, z którą widuje się krócej, bo bardziej teraz potrzebuje mamy.
Kilka dni temu dostał rozwód, ja rozwiodłam się rok temu. Byliśmy ze sobą
dziesięć miesięcy. Bardzo się kochaliśmy w tym czasie. To, co nas połączyło, to
to, że wyszliśmy z podobnych związków, w których brakowało miłości, czułości i
ciepła. Bardzo się rozumieliśmy i dawaliśmy sobie, czego było nam trzeba. Było super, ale zaczęły się zgrzyty wokół dzieci.
Na scenę, po kochankach, weszli rodzice?
Moja córka jest bardzo spokojna, ostrożna i potrzebuje dużo czasu, żeby nabrać zaufania do kogoś i się otworzyć. Jest wysoko wrażliwym dzieckiem. Natomiast jego starsza córka to dziewczynka, która jest bardzo żywiołowa i on zna dziecko, które jest głośne, wesołe, krzyczące. Moja córka taka nie jest, często reaguje płaczem, potrzebuje przytulenia, ciepła, spokoju, ciszy. On tego nie rozumiał. Na początku wydawało mi się, że oboje potrzebują się do siebie przyzwyczaić i z moim dzieckiem tak było, z każdym kolejnym spotkaniem było coraz lepiej. Natomiast zauważyłam, że u niego coś się zacięło i pojawiła się blokada. W końcu powiedział, że stresuje go obecność mojej córki, i odbiera mu przyjemność ze wspólnego czasu. Wtedy rozstaliśmy się po raz pierwszy.
Jaką miałaś wtedy myśl?
Że nie da się inaczej i mimo miłości musimy się pożegnać, bo nic nie zbudujemy, kiedy on nie może zaakceptować mojego dziecka.
Powiedziałaś, że rozstaliście się po raz pierwszy.
Bo to rozstanie trwało kilka godzin. On przejechał 200km, wszedł do domu i
stwierdził, że zrobi wszystko, żebyśmy mogli być razem. Próba trwała dwa
tygodnie. Poddał się, przy kolejnej
jakiejś sytuacji stwierdził, że jednak go przyrasta ten temat.
Wyobrażam sobie, że to nie były najłatwiejsze dwa tygodnie w waszej relacji?
Chciałam wierzyć, że skoro się tak kochamy, to nam się uda, ale w głowie już miałam czerwone światełko. Doszło do pierwszej konfrontacji naszej całej czwórki. Moja córka miała urodziny i on przyjechał ze swoją. Dziewczyny się bawiły, a w którymś momencie pokłóciły się o jakąś naklejkę, byłam z nimi sama i zaczęłam tłumaczyć mojemu dziecku, że ma dużo naklejek i że ta afera nie ma sensu, w tym czasie jego córka schowała się pod stołem w innym pokoju. Jedna płacze, druga pod stołem i ja sama. Przyszedł on i zobaczył swoją wystraszoną córkę, która powiedziała że czuje się winna i że czuje się źle przez płacz mojej. To był trudny kawałek.
A jak ty z jego córeczkami?
Z tą malutką miałam okazję widzieć się tylko kilka razy. Natomiast ze starszą córką, to na początku, poznając ją, było mi łatwiej, a potem zauważałam trochę trudności. Ona naprawdę jest innym dzieckiem niż moje, to są totalne przeciwieństwa, ale czułam, że jestem w stanie to zaakceptować.
Co byłaś gotowa zaakceptować?
To, że jest dzieckiem nadpobudliwym. To bywało czasami irytujące, ale w takim kontekście, że coś tam znowu zleciało, coś się zepsuło, coś potrąciła, ale zagryzłam zęby, trzy oddechy i okej, nic się nie stało. Próbowałam, chociaż czułam, że to nie będzie takie proste, jak na początku mi się wydawało. Mimo, że dziewczynki się polubiły, moją córkę męczyło zachowanie bardzo żywiołowej i głośnej dziewczynki, a ona wydawała się drugiej z kolei za spokojna. Bawiły się i po chwili sprzeczały. Moja córka była przebodźcowana, a jego zawiedziona. Starałam się, żeby było dobrze, ale coś szło nie tak. Chyba nigdy nie spotkałam faceta, który byłby tak emocjonalnie świadomy, dojrzały, jak on i takim właśnie jest rodzicem, ale pojawiały się między nami czasem przytyki o sposoby postępowania z córkami.
To się zdarza i między rodzicami oczywiście, ale te
sytuacje w blendującej się rodzinie są często obciążone dodatkowym napięciem.
Jak to było u Was?
Były takie zapalniki, że mi się odpalała matka lwica i stawałam w obronie mojego dziecka, "bo znam je lepiej, więcej rozumiem".
W takich sytuacjach czasem oskarżam mojego partnera o złe intencje wobec moich dzieci, potem na ogół strasznie mi głupio, bo okazuje się, że moja reakcja jest przesadzona.
No właśnie, ja też nigdy chyba nie powiedziałam mu tego tak prosto w twarz, ale ja też czułam coś takiego.
On też mógł się tak czuć?
Starałam się nie wtrącać. Kiedyś powiedziałam, że mógłby zwracać się do swojej córki w łagodniejszy sposób, żeby to co mówi, nie brzmiało, jak komenda. Przyznał mi rację. Skorzystali na tym.
Myśleliście o waszej przyszłości? Wasze domy dzieliło 200km.
Mieliśmy taką rozmowę. Ponieważ on chce się starać o opiekę dzieloną, to mówiliśmy o tym, że to ja z córką musiałybyśmy zostawić wszystko i przenieść się tam. To nas wystraszyło. Myślę, że przygniatająca była dla niego myśl, o tym, co będzie, jak nam nie wyjdzie, a ja tyle poświęcę.
Masz doświadczenie w zaczynaniu od nowa.
Rozstając się z ojcem mojego dziecka, musiałam uciekać z domu z córką w środku nocy. Mój były mąż robił awantury po alkoholu, policja nie chciała zareagować, więc uciekłam w piżamie. Pojechałam do rodziców. Na drugi dzień chciałam odebrać swoje rzeczy, ale już ich nie miałam. Straciłam wszystkie swoje ubrania. Przez rok mieszkałam z córką u rodziców, od jakiegoś czasu mieszkamy już same. To, co przeszłyśmy bardzo nas scaliło, jesteśmy bardzo blisko ze sobą. Mój partner powiedział: „Jesteś ty i twoja córka, a ja z nią nie dam rady.” To boli, ale poradzę sobie, potrzebuję trochę czasu, teraz mała jest na wakacjach z tatą, bardzo tęsknię, ale mam też czas, żeby się posklejać.
Warto było wchodzić w tę historię?
Warto. Przez ten czas byłam szczęśliwa, poznałam bardzo fajnego człowieka, tyle fajnych rzeczy zrobiliśmy. Jest mi szkoda tego wszystkiego.
Czego dowiedziałaś się o sobie w tej
relacji?
Że wchodzę we wszystko z córką za rękę i jej nie puszczę. Mój partner musi
akceptować moje dziecko i naszą relację.
Patronkami tej rozmowy są: Małgorzata Rzewuska, Katarzyna Jędrychowicz, Sylwia Stawiarska, Anna Luciuk. Dziękuję Dziewczyny!
Jeśli Ty też chciałabyś docenić moją pracę, a tym samym wesprzeć działania na rzecz naszej społeczności, zostań Patronką Rozmów matek po rozstaniach. Zostawiam Ci link do Patronite, gdzie możesz wspierać mnie jako niezależną autorkę i do Suppi, gdzie możesz postawić mi kawę. Merci!
Ta rozmowa nie ma korekty. Powstała, żebyś nie czuła się sama. Jeśli wiesz, komu ją podesłać, nie zwlekaj. Jeśli chciałabyś opowiedzieć o swoim doświadczeniu, podzielić się refleksją, napisz do mnie: mamyporozstaniach@gmail.com