Goję się i jednocześnie zaczynam kwitnąć

A.  

37 lat, mama dwójki przedszkolaków w opiece współdzielonej, kilka miesięcy po rozstaniu.

Ta rozmowa jest o zaskoczeniach.

Co byś powiedziała dziewczynie, która kolejny rok trwa w kryzysie związkowym?

Zastanów się, czy chcesz, żeby tak wyglądało twoje życie. Możesz żyć inaczej, wiesz?

Jak wyglądało twoje życie przed rozstaniem?

Kryzys związkowy zbiegł się u mnie z diagnozą, operacjami i rehabilitacją dzieci. Okazało się, że ja i ich ojciec mamy rzadką mutację genetyczną, która ujawniła się u nich poważnymi zaburzeniami. Do tego doszedł mój powrót do pracy i nowe wyzwania zawodowe. Z partnerem żyliśmy pod jednym dachem, ale właściwie oddzielnie. Tego wszystkiego było za dużo. Włączyłam tryb przetrwania. Widziałam, że coś poważnego zaczyna się ze mną dziać, bo straciłam apetyt. Najpierw się ucieszyłam, że chudnę, ale szybko zaczęłam myśleć, że to nie jestem ja, bo ja kocham jeść. Dużo spałam, bo sen był ucieczką od tego wszystkiego. Po wielu miesiącach, w których nic się nie zmieniało i nie umiałam podjąć decyzji ani o rozstaniu, ani o zmianach zawodowych, moja zaniepokojona terapeutka wysłała mnie do psychiatry, a on stwierdził depresję.

W takiej sytuacji kryzys potrafi być strefą komfortu, aż wydarza się coś, że to wszystko pęka, co to było?

Pytanie mojej terapeutki o to, kiedy ostatni raz byliśmy ze sobą szczęśliwi. Siedziałam i szukałam tego czasu. Okazało się, że cofam się bardzo daleko i nie mogę znaleźć beztroski między nami. Kłóciliśmy się, dużo było między nami złości. Nie potrafiliśmy się dogadać. Były dobre momenty, oczywiście na początku ta faza zakochania była super, ale szybko przyszła właśnie jakaś przepychanka, złość i ona utrzymywała się bardzo długo. Początek takiego poważnego kryzysu między nami, to pierwsze wakacje z naszym młodszym dzieckiem. Wizje i potrzeby nie do pogodzenia. Potem ponad trzy lata odsuwania się od siebie.

Jak myślisz, dlaczego to musiało tak długo trwać?

To pewien paradoks. Jestem ze związku, w którym moi rodzice są razem do dzisiaj, chociaż dużo przeszli i może lepiej byłoby, gdyby się rozstali. Zawsze mówiłam, że ja nie chcę tak żyć. Nie chcę pokazywać dzieciom, jak to jest być w nieszczęśliwym związku. Mój były partner jest z rozbitej rodziny i upierał się, że ze względu na dzieci musimy być razem, że oni są najważniejsi. Nie wiem jak, ale utknęłam w tym jego założeniu. Ustawiałam sobie takie punkty w czasie: za półtora roku podejmiemy decyzję, a później: dobra, jeszcze pół roku i znowu dalej to odsuwałam. Mówiłam mu: nie chcesz iść na terapię dla par, nic się nie zmienia, to idzie w jednym kierunku. Ale było mi bardzo ciężko i nie potrafiłam postawić ultimatum: albo terapia, albo koniec. Nie byłam w stanie podjąć decyzji o rozstaniu.

Rozumiem, podejmowanie tej decyzji bywa długim procesem.

U mnie to był taki splot okoliczności. Najpierw rozstała się para naszych bliskich przyjaciół, z którymi spędzaliśmy dużo czasu, oni też byli w kryzysie. To mi dało do myślenia.

Potem zauważyłam, że zaczęłam zwracać uwagę na innych mężczyzn. Do niczego nie doszło, ale czułam, że coś się zmieniło, że nagle wzbudzali we mnie jakieś zainteresowanie, nie było tego wcześniej.

Później razem z dziećmi wyjechaliśmy ze znajomymi na weekend i była tam też nasza bliska znajoma, mama po rozstaniu, z którą mój partner spędzał tam dużo czasu, trochę byłam zazdrosna i jakoś tak mi zaczęło wtedy zależeć na próbie ratowania tego związku.
Stwierdziłam, że zrobię taki check, zobaczę na czym stoję, i zapytałam mojego partnera, czy coś jeszcze do mnie czuje. Odpowiedział, że kocha mnie już tylko jako matkę swoich dzieci.
Byłam zszokowana. Powiedziałam, że to koniec, właściwie postawiłam kropkę nad i. On mógł jeszcze tak funkcjonować, ale ja nie chciałam być z człowiekiem, który mnie nie kocha.

To taki moment szaleństwa w środku?

Nie wierzyłam, że tak jest. Załamałam się. Poszłam do łóżka płakać, a on bawił się do rana, to było straszne. Raz nawet zeszłam tam jeszcze na chwilę, on tańczył z tą naszą znajomą, złapaliśmy się wzrokiem i nic. Nic nie zrobił. To mi pokazało, że z jego strony to było już pewne. Następnego dnia wróciłam sama do domu, jeszcze zanim dotarłam, on już dzwonił z propozycją podziału opieki. Wpadłam w histerię. Jeszcze chciałam to ratować, mimo, że wiedziałam, że nie ma czego.

Jak się uratowałaś w tamtym momencie?

Na szczęście mam grono naprawdę bliskich przyjaciół, wróciłam i napisałam do dziewczyn, oczywiście natychmiast przyjechały z interwencją. Ja sama w sobie też miałam takie odruchy obronne, dwa dni po powrocie miałam już konsultację z prawniczką. Chciałam sprawdzić, w jakiej jestem sytuacji, czy coś mi grozi. Po rozmowie z nią poczułam się bezpieczniej. Umówiłam się do poleconego psychologa dziecięcego, żeby umieć przeprowadzić przez to dzieci, bardzo szybko starałam się załatwiać wszystkie sprawy, które wynikały z rozstania.

A jak się czułaś?

Byłam w szoku, myślałam: ale mi wszystko jebło. Wcześniej już było dużo: diagnoza i operacje dzieci, moja depresja. Naprawdę sporo przeszłam, a jednak takiego stanu, że nie mogę spać nigdy nie miałam. Mam trudną, odpowiedzialną pracę i pomyślałam, że muszę wrócić do leków, że chyba sobie nie poradzę. Poszłam do terapeutki, a ona mi powiedziała, że to, co się ze mną dzieje, to naturalne odruchy w tej sytuacji i nie ma co tego hamować żadnymi lekami. Powiedziała: niech to się rozleje, niech to pani przeżyje, niech to się wszystko wydarzy. I to była cenna rada. Naprawdę bardzo, bardzo się cieszę, że wtedy nie wzięłam leków, tylko faktycznie to wszystko się rozlało.

Jaki to był moment?

Wszystko potoczyło się szybko. Mój ex zaproponował, że wyprowadzi się za kilka miesięcy, ale ja stwierdziłam, że nie dam rady z nim funkcjonować w kłamstwie z dziećmi. Ustaliliśmy, że załatwimy wszystko po konsultacji z psychologiem dziecięcym. Dwa dni po tym spotkaniu on się wyprowadził. 

Co podpowiedziała wam psycholog?

Za jej radą powiedzieliśmy dzieciom, że to jest nasza wspólna decyzja, choć tak naprawdę mi byłoby najłatwiej powiedzieć: tatuś przestał kochać mamusię. To było, dla mnie jak w filmie Science Fiction. Bardzo się bałam. Bałam się, że się rozpłaczę, a nie chciałam, żeby się przestraszyły. Mój ex bardzo się zestresował, ale mnie udało się spokojnie poprowadzić tę rozmowę i poszliśmy pokazać nowy dom taty.

Jaka była reakcja dzieci?

Były zachwycone nowym domem. Mówiły, że bardzo im się podoba i chcą tam zostać.

Jak się poczułaś z tym rozstaniem jako mama?

Przy okazji pierwszych świąt oddzielnie, poczułam taki głęboki żal, że nie byłam w stanie moim dzieciom zapewnić szczęśliwego domu. Jak widzę gdzieś pełną rodzinę, to mimo, że nie wiem, co się dzieje u tych ludzi, pojawiają się u mnie wyrzuty sumienia, że nie umiałam dać takiej rodziny moim dzieciom. Ale z drugiej strony, dzieci są jak gąbki i myślę, że to też żaden dobry przykład życia w takim domu, jak ten, który tworzyliśmy z ich tatą.

Pamiętam taki czas po rozstaniu, że mogłam się w końcu uspokoić, także dla moich dzieci, zobaczyć, jak one sobie radzą w tym kryzysie domowym.

Moja córka już roku temu, w wieku pięciu lat, nagle zapytała: tata, czy ty w ogóle lubisz mamę? To pokazuje, że ona nie tylko nie widziała między nami bliskości, ale nawet sympatii. Synek też, kiedy widział jak wchodziliśmy w jakieś konflikty, to podnosił rączkę i mówił, że wystarczy. To były, dla mnie, bardzo czerwone lampki.

Byliście w stanie we dwójkę ustalić układ opieki nad dziećmi?

Wiedzieliśmy, że chcemy współdzieloną, po równo. Jego pierwsza propozycja to był taki model, że dzieci są w jednym domu, a my się zmieniamy - totalnie dla mnie to odpadało. Mi zależało, żeby dzieci miały jakąś swoją rutynę, żeby to były stałe dni, żeby wiedziały, kiedy będą u kogo. Teraz mam każdy czwartek, piątek, sobotę i co drugą niedzielę.

Za wami kilka miesięcy w nowym układzie, czy dzieci czymś Cię zaskoczyły?

Córka mnie zaskoczyła, ona ma taki zwyczaj, że jak siedzi w wannie, to zadaje najtrudniejsze pytania. Dwa dni po tym, jak już zostaliśmy tylko we trójkę w domu, zapytała: mamo, a dlaczego właściwie nie próbowaliście się dogadać? Nie ma nawet sześciu lat i zadaje takie pytanie, dlaczego nie próbowaliście się po prostu dogadać? Odpowiedziałam, że próbowałam. Ona na to: aha, nie udało się. To mnie zaskoczyło, bo wydawało mi się, że jest mała, niewiele rozumie, a tu takie pytanie i leżysz.
Na razie jest dobrze, cieszę się z tego, natomiast ta pani psycholog mówiła, że ten proces żałoby może trwać u dzieci dwa lata, więc boję się, że jeszcze wszystko przed nami. Ale wiem, że już od dawna ta opieka była dzielona, może więc będzie im łatwiej?!

Co poczułaś, kiedy zostałaś sama w domu?

Spodziewałam się, że to może być dla mnie największy dół. Byłam gotowa zejść jeszcze głębiej, upaść i dopiero móc się podnosić, a okazało się, że poczułam natychmiastową ulgę. Cieszyłam się, że odzyskuję swoją przestrzeń. Jakbym wcześniej ukrywała przed sobą, jak bardzo byłam nieszczęśliwa.

Mówisz o sobie mama samotna albo samodzielna?

Mówię, że jestem po rozstaniu. Może czuję, że jestem mamą samodzielną, że jestem zdana sama na siebie. Nawet jak mam byłego partnera, który deklaruje, że będzie składał się na przedszkole i brał dzieci, to ja mam po tym wszystkim, co się wydarzyło, takie poczucie, że muszę się tak ogarnąć, żeby w razie czego sama im wszystko zapewnić.

Jak wygląda twoje nowe życie?

Zakochałam się i czuję się jak nastolatka. Czuję, jakbym wracała do siebie, to jest też trochę smutne dla mnie, bo pokazuje mi, jak ja totalnie zgasłam w poprzedniej relacji. Jak zapomniałam czego chcę. Ten tryb przetrwania powodował, że ja godziłam się na wiele rzeczy po to, żeby jakoś to wszystko ułożyć i właściwie teraz dopiero przyszedł czas, że ja zastanawiam się czego chcę. Nie muszę niczego udawać, mówię wprost co mi się podoba, a co mi się nie podoba. To jest zupełnie inna sytuacja.

Twój partner też jest rodzicem?

Tak, mamy córki w tym samym wieku, ale dzieci jeszcze nic nie wiedzą o tej relacji.

Jesteś gotowa na patchwork?

Chcę zapytać psychologa, jak wprowadza się nowego partnera w życie dzieci, chcę zacząć oswajać ten temat. Chciałabym też powiedzieć mojemu ex, że jestem w nowej relacji. Uważam, że tak należy ze względu na szacunek do tej drugiej strony. Liczę na to, że on w końcu też się ujawni. To trochę abstrakcyjne, ale czuję już, że chciałabym, żeby on był szczęśliwy, żeby był stabilnym ojcem dla naszych dzieci. Jestem trochę przerażona tym, jak szybko to się wydarza, ale jestem gotowa budować nowe.

Co Cię w tym przeraża?

Boję się, bo nie miałam po rozstaniu tego czasu sama ze sobą za dużo. Z drugiej strony, miałam go dużo będąc w nieudanym związku. To wszystko dzieje się bardzo szybko po tym okresie kryzysu i żałoby.

Ufasz sobie?

Czuję się dobrze, ale to serce. Jak człowiek jest zakochany, to nie myśli racjonalnie. Ja po prostu odleciałam. Chciałabym, żeby to wszystko się ułożyło, ale czasem myślę, że jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe, że na pewno gdzieś wyleciała kometa, zaraz jebnie i to wszystko się rozwali. I tylko tak czekam i sprawdzam: leci? leci już? teraz?

Często się w życiu boisz?

Już coraz mniej. Ale po tym, jak wyszło to obciążenie genetyczne i choroba moich dzieci spodziewam się, że rzeczy się nie udają. Już mi się raz w życiu wydarzyło coś, co teoretycznie nie miało prawa się wydarzyć, więc mam takie nastawienie: what next?
Teraz czuję, że jest dobrze i dlatego jestem na to otwarta. Czasem pojawiają mi się w tej nowej relacji takie przytłaczające myśli, że oboje mamy już jakąś przeszłość i ona będzie obok. Będziemy spotykać ludzi, którzy znają mnie, ze związku z moim byłym, albo ludzi, którzy znają mojego partnera ze związku z jego byłą żoną.

Boisz się, że ktoś Cię oceni?

Czuję się niezręcznie na razie. Czasem myślę, że moje dzieci mogą nie być gotowe na nowego człowieka. A potem zaraz pytam, a kiedy jest ten moment? U mnie w domu jest jeszcze ściana z dziurami po zdjęciach byłego. Pomyślałam, że na Dzień Matki zrobię sobie sesję z dziećmi i zakryję te dziury. Jestem pewna tego rozstania, jestem szczęśliwie zakochana, goję się i jednocześnie zaczynam kwitnąć.

 



Ta rozmowa nie ma korekty. Powstała, żebyś nie czuła się sama. Jeśli wiesz komu ją podesłać, nie zwlekaj. Jeśli chciałabyś opowiedzieć o swoim doświadczeniu, podzielić się refleksją, napisz do mnie: mamyporozstaniach@gmail.com 

Tu rozmawiamy: FB

Tu zbijamy piąteczki: IG 

Tu słuchamy: podcast



Popularne posty