Nie byłabym taka, jaka jestem teraz, gdyby nie tamte historie
Aga Jaga
45 lat, mama G.- nastolatka po tranzycji, kilka lat po rozwodzie, od trzech lat w związku
Ta rozmowa jest o znajdowaniu sensu.
Jaki jest początek?
Moja historia zaczyna się w wieku 13 lat, kiedy odchodzi ojciec. Zostaje matka, która płacze po nim codziennie przez 5 lat. Będąc czternastolatką, poznaję przyszłego męża, starszego ode mnie o 7 lat. Po 6 latach spotykania się, bez seksu, wzięliśmy ślub. Przeżyliśmy razem 22 lata. To była moja pierwsza miłość, największa. Mamy z tego związku transpłciowego syna, urodziła nam się córka, a mamy chłopaka, G. niebawem skończy 17 lat. Mój mąż nie chciał mieć dzieci, kiedy zostaliśmy rodzicami, nasze małżeństwo siadło zupełnie.
Jak to się stało, że on nie chciał mieć
dziecka, a jednak je macie?
W międzyczasie moja mama poważnie zachorowała, była w ciężkim stanie, już się z
nią żegnaliśmy. Potem żyła jeszcze 10 lat, ale przeżyliśmy wtedy taki tydzień,
w którym czekaliśmy na jej śmierć. Po tym tygodniu, mąż poprosił, żebyśmy stworzyli
rodzinę. Poczuł chyba, że nic nie jest na stałe, że można kogoś stracić. Zaszłam
w ciążę, którą tak naprawdę przeżyłam sama. Pamiętam, że miałam takie poczucie,
że spełnia się moje największe marzenie o byciu mamą, a jednocześnie tracę
miłość życia. Pierwsze 5 lat życia dziecka to było moje samotne macierzyństwo w domu
z mężem. On był, ale dziecko nie miało z nim żadnej więzi, nie chciało się z
nim bawić, nie spędzali razem czasu. Jak patrzę, z dystansu, na mojego męża, to
widzę, że absolutnie nie dojrzał wtedy do bycia ojcem.
Rozmawialiście o tym, co się dzieje?
Zawsze miałam potrzebę rozmawiania o tym, co się dzieje i zawsze wtedy
słyszałam: "Co znowu?!". On nie potrafił tego wszystkiego udźwignąć. Zanim
urodziło się dziecko to mój wtedy mąż, miał wątek romansowy. Chciał być ciągle w
takim czasie, w jakim my byliśmy jeszcze przed ślubem, bo tam nie ma zobowiązań, można
się tylko sobą cieszyć, myśleć tylko o spotkaniach i jeszcze je kombinować, bo moja
mama przez 6 lat absolutnie nam się nie pozwalała spotykać.
Dlaczego?
Raz, że była jakoś zazdrosna, a dwa, że czuła dużą obawę. To śmieszne, bo jak
później powiedziałam jej, że się rozwodzę, to ona: "Jak?", "Dlaczego?", a całe życie
bojkotowała ten związek. Ja nie raz dostałam w twarz, że jestem kurwą, a my
czekaliśmy z seksem do ślubu.
Chcesz wrócić do tego wątku romansu?
Myślę, że mojemu mężowi brakowało beztroski i dlatego wszedł w romans z tamtą
laską. Poszliśmy na jakąś terapię, ale on tam nie wykazywał chęci, tylko racje.
Potem sama już chodziłam, ale skończyłam, bo on się jakby ocknął i powiedział,
że mnie kocha i chce ze mną być. I zaczęliśmy na nowo budować. Ten rok przed
urodzeniem G. to był taki bardzo dobry rok. Taki naprawdę nasz.
Wybaczyłaś mu tę zdradę?
Nie, ten oddech kolejnej zdrady już miałam na plecach do końca. Wracał z pracy,
to było małe miasto, więc powrót do domu samochodem trwał: 5-10 minut, spóźniał
się trzy minuty, albo nie od tej strony wjechał samochodem i ja już byłam w tej
zdradzie. Wszystko było obawą, że to się powtórzy.
Powtórzyło się?
Jak byłam w ciąży. Mam bardzo dobrą intuicję i ja po prostu to wszystko czułam. On może nie romansował wtedy, ale miał flirt z koleżanką z pracy i ja to czułam. Mam takie wspomnienie: szliśmy z wózkiem i on szedł taki smutny, posępny, umęczony człowiek, a ona gdzieś tam po drodze mieszkała i akurat stała ze swoim mężem na balkonie i coś tam zawołali, to pamiętam, jak mu się twarz rozświetliła, jak ją zobaczył. Jak dziecko się urodziło, to myjąc się słyszałam jakieś rozmowy. Zapytałam: "Z kim rozmawiałeś?", "Z nikim". Potem, jak weszłam w jego telefon, to się okazało, że gadał z tą koleżanką z pracy Był z nią po naszym rozwodzie przez kilka lat.
Dlaczego w tym trwałaś wtedy?
Wszystko rejestrowałam, ale jednocześnie w tym trwałam. Ja go strasznie kochałam. Naprawdę. Strasznie, to jest nawet dobre słowo. Nie bardzo, tylko strasznie.
Jak to rozumiesz?
Strasznie mocno, pozwalając na różne rzeczy, które nie były dla mnie dobre. On,
jak miał gorsze momenty, na przykład problemy w pracy, to miał taki rys: "Ja ze
sobą skończę". Ustawiał mnie w takim momencie w strachu, że on może sobie coś
zrobić.
Była między wami bliskość?
Seks nam się skończył od razu po porodzie. Jestem osobą mocno seksualną i tak jak nie mieliśmy nigdy z tym problemu, to nagle się skończył seks. Kiedy chciałam być blisko, słyszałam od niego, że zachowuje się jak niewyżyta suka. To wszystko waliło we mnie, a byłam młoda i nie miałam wielu rzeczy przerobionych, więc po prostu moje poczucie wartości spadało.
W tym stanie i w tym życiu wytrzymałaś kolejnych 5 lat?
Teraz tak się zastanawiam, czy ja miałam depresję poporodową, czy to już wszystko zebrało się w jedno, tamte sytuacje z kobietami, plus taka naprawdę samotna ciąża. Wróciłam na terapię i ona mi nic absolutnie nie dawała, terapeutka odesłała mnie do psychiatry. Gdy G. miał 8-9 miesięcy, wzięłam leki. Brałam je przez pół roku, tak mnie odcięły od uczuć, że w międzyczasie się obroniłam. W ogóle żadna sytuacja mi nie stwarzała problemu wtedy. Przestałam je brać, bo mi zabiły libido, nawet jak się seks sporadycznie pojawiał, to w ogóle nie mogłam osiągnąć orgazmu, jak nie moje ciało.
Obok chyba też już nie twój człowiek?
Po każdym seksie płakałam i nie rozumiałam, dlaczego płaczę. Kiedyś, jak o tym
powiedziałam terapeutce, to zapytała: "A pani powiedziała partnerowi, że to nie
przez niego?".
Ja teraz myślę, że płakałam przez niego, przez to, co się wydarzyło. No tak,
taki nie był swój człowiek. Oddałam się dziecku. Macierzyństwo okazało się
największą przygodą, cudownie zajmowało mi się dzieckiem.
Rozpromieniłaś się na te wspomnienia.
Miałam fajne koleżanki, które miały dzieci w podobnym wieku, więc sobie jeździłyśmy,
a to na plażę, a to jakieś bajkolandy, był taki ośrodek wypoczynkowy, który
moja koleżanka przejęła i organizowała cyklicznie jakieś fajne rzeczy,
wycieczki po lasach, a to jakiś dzień żeglarski…Ja się tam realizowałam z
dzieckiem.
W międzyczasie prowadziłam bloga kulinarnego, bo G. był uczuleniowcem. Bez
mleka, jaj, glutenu, nie było wtedy wielu takich treści. Ten blog mi dawał
frajdę. Zaprosiły mnie do współtworzenia inne dziewczyny. Ja się naprawdę
spełniałam, ale widziałam, że mi się małżeństwo już posypało. G. miał niecałe 6
lat, kiedy złożyłam pierwszy pozew rozwodowy, byłam na męża taka zła, że nawet
mu o tym nie powiedziałam, więc był tym pozwem zaskoczony. Pamiętam, że klęczał w kuchni przede mną,
płakał i mówił, że on nie chce stracić mnie i dziecka. I znowu zaczęliśmy budować,
jakby od początku.
Pomimo twojej decyzji zwieńczonej pozwem?
Było mi trudno, bo jak ja podejmuję decyzję w środku, z serca, to bardzo trudno
jest mi ją później odwrócić, no bo ja gdzieś w sobie kończę rzeczy. Ale
stwierdziłam, że okej i wycofałam ten pozew. I nie minęły dwa, trzy, cztery
miesiące i z tego męża, który się starał, nagle z powrotem wszystko wróciło
stare. I złożyłam kolejny pozew, tylko już powiedziałam, że składam. I jakby
nigdy nic, żyliśmy sobie pod jednym dachem z tym pozwem. On mówi: a może
pojedziemy na wakacje? A na wakacjach to nam zawsze było dobrze. No i
pojechaliśmy z dzieckiem. Mieliśmy trzy łóżka, ale po powrocie do domu,
wylądowaliśmy w jednym i mieliśmy seks po jakimś długim, długim czasie. I to spowodowało,
że znowu zaczęliśmy się starać. Pamiętam w tym czasie taką swoją myśl, że jeżeli
jeszcze raz poczuję, że muszę iść do terapeuty po wsparcie, to ja to kończę.
I skończyłaś?
Nasz związek znowu szybko znalazł się w martwym punkcie i poznałam wtedy faceta przez Internet i myśmy sobie tak gadali, gadali, ale coś tam nam zaczęło klikać, spotkaliśmy się raz. To jego pojawienie się spowodowało, że ja znowu uruchomiłam pozew. Miałam dużą nadzieję związaną z tym facetem, ale okazało się, że historia tej znajomości była o tym, że miałam się przeprowadzić do Warszawy. To bardzo dużo zmieniło w moim życiu.
Jak przeżyłaś rozwód?
Rozprawa 10 minut, potem poszliśmy jeszcze wspólnie na obiad, bo już
zrozumieliśmy, że nic z tego nie będzie. Już mieliśmy taki moment przegadania
tego wszystkiego. Wypiliśmy, chyba całego whiskacza i gadaliśmy przez pół nocy o
tym, co nie wyszło. Przeprosił mnie za wszystko.
Jak podzieliliście się opieką nad dzieckiem?
Ja już byłam po wyprowadzce do Warszawy, miałam przeniesienie z pracy, więc
musiałam być już tam. G. miał niecałe 8 lat, zapytaliśmy go, gdzie chce zostać
i on powiedział: ja zostaję tu, bo tu są dziadkowie i pies, którego bardzo
kochał. Zasze mówi, że nie wybrał rodzica, tylko wybrał miejsce. Mieszkał
cztery lata z ojcem, ja jeździłam do niego co tydzień, co dwa, wszystkie te
długie weekendy, wakacje myśmy razem spędzali. Jeździłam do tego mieszkania,
które było nasze wspólne. Wtedy dopiero byliśmy takimi rodzicami, że jak był
śnieg, to szliśmy do lasu, na sanki razem z dzieckiem. Ja gotowałam w weekendy,
razem jedliśmy.
Staliście się rodziną po rozstaniu?
Po tym pierwszym pozwie, jak mąż klęczał, to ja mu powiedziałam: "Zacznij
budować relacje z dzieckiem". I on powoli, powoli to robił. Po drugim pozwie,
kiedy rozważaliśmy już rozstanie mówił, że praca nad jego relacją z dzieckiem
okazała się bez sensu, że nic się nie zmieniło. Powiedziałam mu wtedy, że ja
widzę różnicę, że jestem z niego dumna, że świetnie sobie radzi i żeby pracował
tak dalej.
Po kilku latach mieszkania z tatą, G. zamieszkał z Tobą?
Tak, jeszcze przed tranzycją, jak kończył piątą klasę, zaczęło się dojrzewanie, ojcu nie było łatwo z tym, że z dziewczynki wyrasta kobieta. Moje dziecko wróciło z wieloma lękami, wycofane. Miało dużo złości w sobie, jego terapeutka zaproponowała nam wspólne sesje, i tam ja wszystkie noże dostawałam, tak jak w cyrku rzucają. Było to trudne, ale dużo nam dało, bo teraz mamy dobrą relację. Jak dzwonimy do siebie, to przez półtorej godziny gadamy. On też przyjeżdża i zostaje na miesiąc, dwa, jest w szkole w chmurze. Te sprawy tranzycyjne załatwiamy, lekarzy, nie lekarzy, kontrole. Do kina razem idziemy.
Syn zamieszkał z ojcem?
Jestem mu za to wdzięczna, bo
po tych latach byłam wrakiem człowieka, nie wiem, co by ze mną było, gdyby tu mieszkał.
Moje dziecko przed tranzycją było w dole, ciął się, miał myśli samobójcze, nie
wiedziałam, co robić. Załatwiłam mu indywidualne, domowe nauczanie bo on nie był
w stanie pójść do szkoły. Tu akurat mój były mąż mnie w tym absolutnie
zostawił. Nie wspierał mnie w ani jednej decyzji. To było strasznie trudne, dlatego
potem byłam coraz bliżej ziemi. Nie umiałam tego udźwignąć, od kilku miesięcy
jestem na zwolnieniu.
Wspierałaś swojego syna, mierząc się
jednocześnie ze stratą córki?
Mój partner ma dziesięciolatka i jak opowiadam o G. w tym wieku albo jak był w przedszkolu, to ja już go widzę w tym przedszkolu jako chłopca, ale nie widzę twarzy. Jakbym miała widzieć twarz, to tam była dziewczynka z blond włosami słonecznymi, która kochała konie. Mój syn teraz ma długie czarne włosy, wygląda jak młody Ozzy Osbourne.
Tęsknisz za tą dziewczynką, która kochała konie?
Tak. Tak. Tęsknię. Czasami gdzieś tam
sobie zapłaczę. Mam kilka zdjęć schowanych na pamiątkę. Ale wiem, że moje
dziecko dopiero teraz czuje się sobą. Mogę tylko sobie wyobrazić, jak może być
cholernie trudno nie być zintegrowanym psychicznie i fizycznie.
Masz taki kontakt z byłym mężem, żeby czasem otworzyć
we wspomnieniach ten świat, którego już nie ma? Tylko wy tam byliście.
Te trzy lata, kiedy G. mieszkał ze mną, to był czas, kiedy były mąż przyjeżdżał
tu i nocował, spędzali czas we dwóch i wtedy rozmawialiśmy. G. był jeszcze
przed tranzycją, miał już krótkie włosy, ale te swoje blond. Teraz już nie
rozmawiamy. Czuję, jakby tamto moje życie ktoś dezaktywował.
Jesteś w związku i twój partner ma dziesięcioletniego syna, jak się czujesz w roli macochy?
Dziecko mojego partnera mieszka z mamą, u nas bywa w weekendy. To trudna sytuacja, dlatego, że była żona mojego partnera jest niezrównoważona. Mój partner wyszedł z przemocowego związku, dopiero teraz, w terapii, zaczynam rozumieć pewne mechanizmy, które zachodzą. Ja ich dziecko przyjęłam całym sercem, choć przez rok nie wolno mi było go poznać. Potem były awantury, wyzwiska, oskarżenia. To był koszmar. Mój parter i jego była żona byli we wspólnej terapii, byli u mediatora. To naprawdę trudna historia. Jestem na etapie wycofywania się z takiego bycia macochą. Dystansuję się, bo mnie to za dużo kosztuje. Mój syn jest w końcu stabilny i mi się to układa, a ja od roku nie mogę znowu złapać oddechu, po wizycie syna mojego partnera.
A jak twój syn z twoim partnerem?
Rozmawiają, siedzimy razem. Mój partner nie ma problemu w przyjmowaniu mojego
syna. G. musi się trochę pootwierać. Łatwiej mu z partnerką ojca i jej rodziną,
z którą mieszka. On ją traktuje jak matkę, mówi: rodzice wołają mnie na obiad.
Miał taki moment krytykowania mnie, a wystawiania jej na wzór, to było trudne,
ale już za nami. Tam ma rodzeństwo w podobnym wieku, z podobnymi problemami. Ma
z kim porozmawiać, lubi z nimi spędzać czas. Teraz myślę: jak to dobrze, że
moje dziecko kocha tyle ludzi.
Co jest takiego mocnego w twoim obecnym związku, że dajecie radę dźwignąć tyle problemów?
Komunikacja. My bardzo dużo rozmawiamy, mamy wszystko przegadane, przepłakane, wytulone. Łatwiej nam jest siebie zrozumieć, bo oboje mamy bolesne doświadczenia za sobą. Jego małżeństwo było bardzo trudne i smutne i moje takie było. Więc tutaj się spotkaliśmy.
Czego teraz dla siebie chcesz?
Poukładania relacji na nowo z moim pasierbem. Ja o siebie samą dbam. Wyłoniła się
dla mnie nowa droga zawodowa, nawet poszłam do szkoły, chcę być coachem
logoterapeutą, kimś, kto pomaga szukać sensu.
Jaki sens
znalazłaś w swojej historii?
Ostatnie lata nauczyły mnie odpuszczania. Niepopychania rzeczy do przodu na
siłę, jeżeli coś się dzieje lekko i prosto, to jest to dla mnie. Pokochałam
siebie, zaczęłam o siebie dbać i podejmować inne decyzje. Rozwód też był taką
inną decyzją. To wszystko ma sens, nawet to, że poznałam tamtego faceta wtedy,
i wyprowadziłam się do Warszawy, przeżyłam tu trzy sezony w świątyni kobiet, w takiej
stricte żeńskiej energii. Nie doświadczałabym tego wszystkiego w małym mieście,
w którym żyłam. Nie byłabym taka, jaka jestem teraz, gdyby nie tamte historie.